Okres grzewczy dla większości z nas kojarzy się z wyższymi rachunkami za gaz lub energię elektryczną, koniecznością częstszego rozpalania w piecu, smogiem i wieloma innymi niedogodnościami w zależności od rodzaju zastosowanego ogrzewania. Niemniej jednak wszystko jest dobrze, dopóki idzie zgodnie z planem.
Co innego, gdy spotyka nas sytuacja awaryjna, taka jak usterka pieca czy tymczasowa awaria sieci grzewczej. Jednym ze sposobów dogrzania domu lub mieszkania staje się wtedy klasyczna farelka lub nowoczesny termowentylator. To przenośne i niewielkie urządzenia, które generują niemal natychmiast pewną ilość ciepłego powietrza. Czy jednak takie awaryjne ogrzewanie nie kosztuje nas zbyt wiele? Niestety nie mamy dobrych wieści! Nawet za krótkotrwałe korzystanie z tego typu rozwiązań, przyjdzie nam słono zapłacić!
Może wydawać się to absurdalne, jakoby tak niewielkie urządzenie miało spory apetyt na energię elektryczną. Fakty jednak pokazują, że jest to całkowicie normalnie i ciężko mówić tu o oszczędnościach. Termowentylatory czy też stare farelki wytwarzają ciepło, które jest tak naprawdę skutkiem ubocznym przepływającego przez grzałkę prądu elektrycznego.
Niestety proces ten nie należy do najwydajniejszych i do wytworzenia względnie niewielkiej ilości ciepła, wymagany jest przepływ ogromnej ilości energii elektrycznej, za którą w końcu płacimy. Przeciętnej wielkości termowentylatory czy też tradycyjne farelki, dysponują mocą maksymalną na poziomie ponad 2000 Watów. To tyle ile czajnik elektryczny lub 4 odkurzacze. Jak zatem użytkowanie tego urządzenia przekłada się na opłaty za energię elektryczną i czy istnieje sposób, aby zapłacić mniej?
Wiemy już, że przeciętnej klasy termowentylator dysponuje mocą ok. 2 kW. Załóżmy więc, że spotkała nas sytuacja kryzysowa i jesteśmy odcięci od centralnego ogrzewania. Mamy do wyboru albo spędzić noc w dosłownie chłodnej atmosferze, albo uruchomić farelkę i nocować w komfortowych dla nas warunkach. Co robimy? Rozważmy najpierw opcję druga, czy uruchomienie farelki.
Przyjmijmy, że włączymy ją o godz. 18:00 na pełnej mocy, po czym od godz. 22:00 ustawimy na połowę możliwości grzewczej i pozostawimy tak aż do rana do godz. 8:00. Ile za to zapłacimy?
W pierwszym cyklu, mamy 4 godziny pracy z najwyższą mocą, czyli 2 kW. Daje nam to 8 kWh zużytej energii elektrycznej. Drugi cykl trwa już 10 godzin, ale zużywa o połowę mniej prądu elektrycznego. Daje nam to 10 kWh. W sumie nasza awaryjna i cieplutka farelka zużyła przez całą noc 18 kWh energii elektrycznej.
Czy to dużo? To zależy jak na to spojrzeć. Średni koszt 1 kWh to obecnie ok. 60 groszy, a więc zapłacimy za takie jednorazowe dogrzanie równe 10,80 zł. Prawie 11 zł za ciepłą noc to nie aż tak sporo, ale wyobraźmy sobie ile zapłacimy, jeżeli używamy tego rozwiązania częściej. Wychodzi już całkiem pokaźna sumka, prawda?
Skoro wiemy już, że termowentylatory to niezbyt wydajne źródło ciepła, to czy istnieje jakikolwiek sposób, aby zapłacić za niego choć trochę mniej? Ktoś powie, że niekoniecznie musi działać z pełną mocą i równie dobrze możemy pozostawić go włączonego na połowie mocy przez całą noc.
To faktycznie da nam pewne oszczędności, jednak pamiętajmy, że ciepłe powietrze zimą szybko się wychładza – szczególnie w słabo izolowanych domach lub mieszkaniach. Ustawiając termowentylator na średnią moc faktycznie nieco podniesiemy temperaturę otoczenia, ale zajmie to o wiele więcej czasu niż w przypadku intensywnego, aczkolwiek krótkotrwałego ogrzewania na pełnej mocy urządzenia.
Kolejna kwestia to powierzchnia, która wymaga nagrzania. Nie porywajmy się z przysłowiową motyką na słońce! Praktycznie rzecz biorąc, jedna farelka skutecznie ogrzeje jedno, niewielkie pomieszczenie. Nie próbujmy ustawiać tego urządzenia w dużym salonie czy innej otwartej przestrzeni. Istnieje ryzyko, że nawet po kilku godzinach grzania, nie odczujemy wtedy praktycznie żadnej różnicy w powietrzu!
Jeżeli już musimy przetrwać mroźną noc w miarę ciepłych warunkach, wybierzmy do tego jedno, konkretne pomieszczenie. Najczęściej jest to sypialnia. Dodatkowo zamknijmy wszystkie drzwi, które do niej prowadzą, aby nagromadzone ciepło z niej nie uciekało. Dzięki temu już po paru godzinach może okazać się, że urządzenie grzewcze możemy przestawić na minimalną moc grzania lub nawet wyłączyć go całkowicie.
Na wygranej pozycji stoją właściciele gospodarstw z włączoną taryfą nocną, w której cena energii elektrycznej w ciągu nocy jest znacznie tańsza. Nie ukrywajmy jednak faktu, że konieczność dogrzania się farelką jest raczej sytuacją awaryjną, na którą rzadko kiedy możemy się przygotować.
Na koniec warto poruszyć za i przeciw dla konkretnych typów urządzeń. Dla porównania weźmy klasyczny termowentylator oraz rzadziej spotykany grzejnik olejowy. Oba urządzenia dysponują podobną mocą, jednak działają na nieco odmiennych warunkach.
Termowentylator wytwarza ciepło za pomocą grzałki, ustawionej przed wentylatorem. Ciepło jest zatem bezpośrednio przekazywane przez powietrze. Grzejnik olejowy również posiada grzałkę, jednak w przeciwieństwie do termowentylatora, ta ogrzewa najpierw znajdujący się w grzejniku olej. Ten z kolei nagrzewa metalową powierzchnię grzejnika. Co jest lepsze?
Przede wszystkim termowentylator wytwarza ciepło niemal natychmiast od włączenia, ale w żaden sposób go nie kumuluje. Urządzenia te są również mniejsze i łatwiejsze w przenoszeniu. Grzejniki olejowe z kolei są ciężkie, droższe i zajmują więcej miejsca, a ponadto znacznie dłużej się nagrzewają – nawet kilka minut. Gorzej również dystrybuują ciepłe powietrze, ponieważ nie posiadają wbudowanego wentylatora.
Mają jednak sporą zaletę! Pozostają ciepłe jeszcze przez kilkanaście minut nawet po wyłączeniu, ponieważ gorący olej w ich wnętrzu nie wychładza się natychmiast. To oznacza, że grzejnik tego typu po rozgrzaniu, ma pewnego rodzaju zapas energii cieplnej, a więc nie musi pozostawać non stop włączony. Większość z nich posiada regulowany termostat (nawet te kilkunastoletnie modele), dzięki czemu pomimo dłuższego czasu nagrzewania i swojej wagi, finalnie mogą zużywać mniej energii elektrycznej.
A zatem wybór urządzenia grzewczego pozostaje więc kwestią indywidualną.
Artykuł powstał we współpracy z serwisem Joblife.pl.
Data publikacji: 2021-01-21, ostatnia zmiana: 2021-04-10
